niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdzial drugi.

Gdy tylko weszłam do domu od razu skierowałam się w stronę swojego pokoju. Wraz z przekroczeniem progu rzuciłam torbę w kąt i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Po kilku sekundach już słyszałam kroki dochodzące ze schodów. Ciekawe które z nich tym razem tu wparuje. 

- Christine Green, wiesz że w tym domu nie tolerujemy takiego zachowania. - Wściekły głos ojca dobiegał zza drzwi, wyraźnie zastanawiał się czy powinien wchodzić do pokoju, gdy jestem w tak złym humorze. 
- W tym domu nie tolerujecie niczego! - Krzyknęłam i rzuciłam w drzwi jedną z książek, które leżały na łóżku, zaraz obok mojej ręki.
- Christi... - Zawsze niesamowicie bawił mnie fakt, że rodzicie używali mojego pełnego imienia tylko wtedy, gdy coś im przeszkadzało w moim zachowaniu. Jak się zastanowić to mówili tak do mnie praktycznie cały czas. 
- Dupa, a nie Christine. - Przerwałam mu ostrzej niż zamierzałam czym najwyraźniej przekroczyłam granicę bo bez ostrzeżenia otworzył drzwi i stanął zaraz obok łóżka, na którym siedziałam. 
- Mam dość. Masz karę. Nie wychodzisz nigdzie przez tydzień, zero przyjaciół, zero imprez, brak przywilejów jak samotne wracanie do domu! - Wyliczał na palcach kolejne zakazy, a ja nawet nie wiem kiedy, zaczęłam się histerycznie śmiać co najwyraźniej zbiło go z tropu bo nagle zamilkł.
- Jeśli chcesz to mogę oddać ci również telefon, i tak jedynymi kontaktami jakie mam w książce jesteś ty i mama. Nie zauważyłeś, że nie mam przyjaciół? Nie wychodzę na imprezy? Twoje kary jak zwykle mają być takie super ostre ale gówno ci z tego wychodzi! Tak przy okazji, Mark jest natarczywy, nie chcę żeby był moim kierowcą. 
- Wiem, że kłamiesz w sprawie Marka. Będzie cię odwoził i przywoził. będzie czekał pół godziny po twoim wejściu do szkoły jak i pół godziny przed końcem twoich lekcji żebyś nie miała możliwości ucieczki. - Oznajmił bezbarwnym tonem i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi i jak zawsze olewając moją część wypowiedzi, która mogła przerodzić się w kłopotliwą rozmowę. 

Wydałam z siebie głośny dźwięk poirytowania i rzuciłam z powrotem na łóżko, zakrywając sobie twarz poduszką żeby móc spokojnie wyrzucić z siebie wszystkie słowa nienawiści. Leżałam tak przez dość długi czas, nie zeszłam na żaden z posiłków, który był mi proponowany, zamknęłam drzwi na klucz, rodzice byli już do tego przyzwyczajeni więc po kilku nieudanych próbach dostania się do środka bądź porozmawiania ze mną przez drzwi, odeszli i dali mi spokój. Ich ostatnia wizyta miała miejsce ponad godzinę temu więc wiedziałam, że już nie wrócą. Otworzyłam okno i złapałam się rynny, która znajdowała się zaraz obok niego. Starałam się utrzymać jak najdłużej żeby jak najlepiej zamaskować lekko uchylone okno aż w końcu zsunęłam się po niej w dół. Przykucnęłam przy rzędzie krzaków rosnących wokół domu, na głowę założyłam kaptur, rozejrzałam się dokładnie i stwierdzając iż nikogo nie ma, ruszyłam dość szybkim krokiem przez podwórko. Cicho uchyliłam furtkę i wyślizgnęłam się na zewnątrz. Było ciemno, a drogę oświetlały jedynie latarnie uliczne. Często zdarzało się, że o tej porze chodziłam w kółko tak po prostu, żeby nie przebywać w domu. Tak jak zazwyczaj, wylądowałam ostatecznie w parku oddalonym od domu o jakieś dwa kilometry. Usiadłam na jednej z ławek i odpaliłam papierosa, którym po chwili zaciągałam się z ulgą. Gdyby tylko wiedzieli mnie teraz rodzice, zamordowaliby mnie na miejscu, mówiąc, że to nie przystoi dziewczynie z moim statusem społecznym. Zaśmiałam się szyderczo na samą myśl o tym. Odchyliłam głowę w tył i przymknęłam oczy oddychając świeżym, nocnym powietrzem. 

- Nie za późno na nocne spacery? - Usłyszałam głos obok ucha i podskoczyłam zdziwiona. 

Otworzyłam oczy i odwróciłam się w stronę tajemniczej osoby, pomimo iż światło lamp ledwo docierało do tego miejsca, rozpoznałam oczy, które właśnie na mnie patrzyły.

- Och nie, znowu ty. - Zajęczałam i wróciłam do poprzedniej pozycji, ponownie zamykając oczy i krzywiąc się gdy poczułam, że chłopak siada obok.

poniedziałek, 10 listopada 2014

Rozdzial pierwszy.

Wiedziałam, że jeśli się przywiążę do osób i miejsc, będę cierpiała, gdy będę musiała zostawić wszystko za sobą i rozpocząć 'nowy rozdział'.

Zazwyczaj to ja odtrącałam ludzi lecz tutaj było inaczej. Czułam się jak puzzel, który nie powinien znaleźć się w pudełku bo kompletnie nie pasuje do reszty, która się w nim znajduje. Byłam ignorowana przez ludzi przechadzających się po korytarzach szkoły.

 Nikt nie wiedział kim jestem, nikt nie zauważy kiedy niezapowiedzianie zniknę.  

- Cholerna szafka. - Syknęłam wściekle przez zaciśnięte zęby, próbując przypomnieć sobie właściwy kod do zamka. - Już wolałabym jakiś głupi kluczyk.
- Trzeba puknąć. - Usłyszałam za plecami męski głos i zobaczyłam pięść, która wylądowała na drzwiczkach, które natychmiast ustąpiły.
- Dzięki. - Mruknęłam wkładając do szafki dzisiejsze książki, a do torby biorąc te które będą mi potrzebne w domu. 
- Jesteś tu nowa? Chyba cię wcześniej nie widziałem. - Chłopak nadal stał za mną.
- Wow, jaki spostrzegawczy. - Mruknęłam sarkastycznie pod nosem. - Czy to ma znaczenie? - Zapytałam już głośniej, tak by usłyszał.
- A nie? - Zdziwił się.
- Nie. - Odparłam twierdząco i zarzuciłam torbę na ramię.

Nie spojrzałam na niego, jedynie kątem oka zobaczyłam jego twarz. Lecz moja uwagę przyciągnęły jego oczy, które skierowane wprost na mnie wyrażały zmieszanie i zdziwienie. Opanowałam się i całkowicie odwróciłam wzrok ruszając w stronę drzwi wyjściowych. Na dworze było ciepło. Słońce od razu poraziło moje oczy więc przesłoniłam je dłonią. Miałam zamiar wrócić pieszo tak jak oznajmiłam to dziś rano rodzicom ale zaraz przy chodniku stał zaparkowany, czarny Range Rover. Podeszłam w jego stronę wściekłym krokiem i na przednim miejscu ujrzałam Marka, naszego kierowcę. Nie rozumiem po cholerę był on w ogóle zatrudniony skoro każde z nas miało prawo jazdy i mogło spokojnie siadać za kierownicą. 

- Co ty tu robisz? - Zapytałam wściekła, gdy uchylił szybę.
- Rodzice mówili ci, że po ciebie przyjadę.
- Ugh! Mam to gdzieś. Powiedziałam, że wrócę sama. - Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę domu, pieszo.
- Nie wygłupiaj się, wiesz, że rodzice się wkurzą. - Mark jechał kolo mnie powoli.
- Mówiłam, że mam to gdzieś. Traktują mnie jak dwulatka. - Poprawiłam spadającą z ramienia torbę i przyspieszyłam.
- Martwią się. 
- Przecież nikt mnie tu nie porwie, nikt nie zdaje sobie nawet sprawy kim jestem! 
- Nie możesz być tego pewna. 
- Mogę, jedź. Bo powiem, że mnie obmacywałeś i cię zwolnią! - Krzyknęłam, przystając i patrząc na mężczyznę.
- Masz okropny charakter. - Westchnął mężczyzna ale odjechał.
- Masz okropny charakter. - Przedrzeźniałam go pod nosem, głupim głosem.
- Kto? - Usłyszałam głos koło ucha i aż podskoczyłam.
- Miś go go. Odejdź. - Warknęłam na chłopaka, którego spotkałam przed wyjściem ze szkoły.
- Ale idziemy w tą samą stronę. 
- To zwolnij albo przyspiesz. Po prostu zniknij. 
- Jak wolisz. - Rzucił i po chwili nie było go już obok. Najwyraźniej zwolnił, wedle mojego życzenia.
- Nienawidzę tego życia. - Warknęłam i kopnęłam w lampę stojącą na skraju chodnika. - Nienawidzę tego miejsca. - Tym razem oberwał jakiś krzak. - Nienawidzę moich rodziców. - Kopnęłam w furtkę i ruszyłam przez podwórko prowadzące do znienawidzonego domu.